Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Użytkownik

Bezprawie z prawem (w) prawie

Utworzony przez Jacek Dyć, 23 września 2014 r. o 17:32
Dość długo nie zaglądałem tutaj do wątku, ale widzę że dobrze się bawicie, nawet znalazł się pod moim nazwiskiem  jakiś sobowtór anonimowy. Czas skończyć wymianę tych pierdół między wami, więc wklejam dla kontynuacji wątku politycznego, coś politycznego w 23 rocznicę marszów Świdnickich bojkotujących dziennik.    
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Świdnicki protest.   Świdnik jak i Łęczna, bez tradycji miejskich sztucznie do życia powołane, jednak świdniczanie potrafili w zdyscyplinowaniu dziennik zbojkotować, będąc tam ujrzałem uliczne marsze i telewizory w oknach powystawiane, zlepek ludzi w obliczu zaistniałego stanu wojny pokazał jak się zachować,  przenieść chciałem owe postępowanie do dużej aglomeracji Lublina, on miał tradycje pokoleniowe, place zebrań i pomnik niepodległości, plan wprowadziłem w życie, w zamiarze towarzyszyła mi dziewczyna, celem był pomnik, a spod niego zomowcy gonili nieproszonych gości, nie zważając na MO złożyliśmy kwiaty, czekając co dalej z tego wyjdzie, ktoś śmielszy zatrzymał się, tak dosyć szybko powiększała się ilość ludzi, powiedziałem; powtarzajcie innym niech nikt nie odchodzi gdy przyjdzie, wiedziałem że muszę działać szybko nim ZOMO zapał wszystkim ostudzi, zebrała się ciżba i zajechały autobusy z ZOMO na pl. Polskiej Uni i Litwy, powiedziałem by pl. stał się miejscem zebrań lublinian wzorem Świdnika, przerażeni wszyscy, ktoś zaproponował by intonować wspólne modlitwy, mówię; nie uciekajcie, rozchodźcie się bardzo powoli, ich nakręca panika, oczekuję was co dzień pod pomnikiem w godz. emisji dziennika wieczornego, idźcie spokojnie, nie dając poznać po sobie lęku przed naszymi oprawcami, myślę że tłumnie przybędziecie, informując o tym swoich, a i przygodnego, udałem się na flankę zomowców z wyciągniętą ręką z naszymi dokumentami, przywarło do nas jakieś przygodne dziewczę o pytającym wyrazie twarzy, mnie na tyłku też skóra cierpła, choć z nami nie lękaj się jej powiedziałem, spokojnie, wyjmij dowód osobisty, będziemy widzieć co się nam przydarzy, jakoś przestałem myśleć o siebie, o bezpieczeństwo zebranych się lękałem, na dzień zaplanowanego lutowego mitingu plac zomowcy okupowali licznie, zaś wielkie masy przybyłych tuż w sąsiedztwie pod pocztą główną się zebrały, co odważniejsi podchodzili składać kwiaty, wyglądało to z goła heroicznie, podstawione suki milicyjne, aż w szwach od zatrzymanych kamikadze pękały, następne dni nie różniły się, nic twórczego, prócz wyzwisk skandowanych, ubecy nie spali, w tłum prowokatorów wtykali, jakoś wykazać się musieli, nie chciałem tego tak ciągnąć bezowocnie, szkoda dni tak marnowanych, rycerz grunwaldzki smacznie nadal spał, a diabli wolność zebrań wzięli.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Dość długo nie zaglądałem tutaj do wątku, ale widzę że dobrze się bawicie, nawet znalazł się pod moim nazwiskiem  jakiś sobowtór anonimowy. Czas skończyć wymianę tych pierdół między wami, więc wklejam dla kontynuacji wątku politycznego, coś politycznego w 23 rocznicę marszów Świdnickich bojkotujących dziennik.
baju baju BEDZIEM W RAJU!lŁĘCZNA w początku LAT 80-TYCH MIAŁA OKOŁO 7 TYS. MIESZKAŃCÓW.Wcześniej około 3 tys.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
baju baju BEDZIEM W RAJU!lŁĘCZNA w początku LAT 80-TYCH MIAŁA OKOŁO 7 TYS. MIESZKAŃCÓW.Wcześniej około 3 tys.
No dobrze, podałeś liczby, ale o co chodzi?
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
do tekstu Świdnicki Protest,-mieszkańcy Świdnika  i Łęcznej to ludzie ,którzy zjechali jak do Nowej Huty,gdyby nie WSK i Lubelski Wegiel te miejscowości były by dalej niewielkimi miasteczkami.Oczywiście wśród ogólnej "zbieraniny " było wielu "rasowych" robotników stąd protesty LIPCOWE stąd walka o ratowanie BOGDANKI w latach 90-tych.SWIECZKI i MARSZE to TWARDE symbole.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
No wreszcie napisałeś coś bardzo mądrego, a ja w odpowiedzi na twój komentarz rozwinę ten temat w oparciu o osobisty dramat. Pozdrawiam
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Epopeja paradoksu opozycyjnego   Wielkie "kołchozy" komunizmu, jak stocznie, fabryki, huty, gromadziły w obrębie produkcyjnych hal tysięczne masy pracowników fizycznych. Ta źle opłacana klasa robotnicza znajdowała swoje miejsce noclegowe w licznych zakładowych hotelach robotniczych i prywatnych kwaterach. Ci ludzie byli zdani na siebie niemal przez całą dobę i możliwość spotykania się w szatniach i podczas przerw w stołówkach zakładowych, jak i tym samym nadarzała się sposobność do wymiany zdań w dzieleniu się swymi problemami natury socjalno ekonomicznej. Takim sposobem zawiązywały się sojusze niezadowolonych z rządów klasy panujących kacyków Pezetpeeru, w następstwie konfliktu z władzami, umiano skrzyknąć się, by stanąć w obronie prowodyrów. Do dziury w ziemi, górnolotnie zwanej  Lubelsko Chełmskim Gwarectwie Węglowym wieziono nierzadko jedną osobę z odległych miast; Włodawy, Chełma, Krasnego Stawu, Kraśnika, Janowa Lubelskiego, Lublina, Świdnika, Puław, Poniatowej, czy Parczewa, ale po trasie z okolicznych wiosek zbierano chłoporobotniczą brać, by dostarczyć do celu pełne autobusy wyrobników. I ten wrzód na zapleczu rolnym Polski, również zatrudniał niezłą armię upatrujących swego polepszenia jutra. Tu specyfika zatrudnionych była zgoła inna od kopalń śląskich, czy stoczni, tam górnicy, czy stocznowcy mogli uczestniczyć we wzajemnych stosunkach życia codziennego, gdy tutaj przywiezieni musieli piorunem przebrać się i podążyć na zjazd, na dole w małych grupkach udać się niczym krety na stanowiska wyznaczone przez dozór. Po wyjeździe tempo było jeszcze większe - kąpiółka, posiłek regeneracyjny i wpadanie w ostatniej chwili do przewozu i powrót do trzody, drobiu i troski o dom i gospodarkę. Tych ludzi nie interesowała polityka, nie utyskiwali na nic, co było związane z warunkami pracy i płacy, nie chcieli jej stracić, a chętnych na nią przewijało się wiele za bramą. Wydarzenia sierpnia 80 roku także i swymi emocjami znikomo maznęły i Bogdankę. Stan wojenny zafundował internat Węglarzowi i Stępniakowi, a poza tym, nic tutaj się nie wydarzyło szczególnego, oprócz tego, iż w Łęcznej zamustrowała się bezpieka, która by się wykazać, sama kreowała poniekąd działaczy takich jak ja. Rodzinom przyszłych kombatantów szły z pomocą zachodnimi darami kościoły, a także ja zbierałem datki pieniężne, by im jeszcze lepiej się działo. Pod koniec grudnia, korzystając z praw stanu wojennego usunięto mnie z pracy, dając niepisany wilczy bilet, ale wcześniej usunięto z hotelu robotniczego, który był mi jedynym schronieniem i domem. Pracować musiałem, zatem przeniosłem się na jedną, a później na inną stancję, jednak bezpieczniaki robiąc nalot przeprowadzali rewizje lokalu, tym zniechęcając do mnie wynajmującego, i o to chodziło. Zrozumiałem w co jest grane i zaszyłem się bez zameldowania, pracy, pieniędzy, głodny i z nikąd pomocy. Tu muszę nadmienić, iż taką jednorazową otrzymałem od Jana Andrzejkiewicza, chociaż nie był to człowiek z którym utrzymywałem jakiekolwiek kontakty, jednak bezinteresownie wręczył mi pięćsetkę i pół litra bimbru, a u tych u których bywałem, dobrobyt kłół w oczy, mieli kontakty ze strukturami podziemia, ale nie kapnęli groszem i nie zarekomendowali. Dużo wydeptałem ścieżek w próbach dostąpienia zaszczytu pracy, składałem oferty tam, gdzie był nabór pracowników, nawet do Pegeeru. Taki Wałęsa, dopiero w dwa lata po internowaniu stawił się do stoczni w celu zatrudnienia i chociaż próbowano go ustawić według woli partii, to jednak on dyktował warunki, proszę przeczytajcie bardzo ciekawą książkę "Lech Wałęsa - droga nadziei". Mafia rządowa potrafi rozliczyć nas z każdego zarobionego grosza i darowizn, przeto należałoby z mojej strony dodać, jak przy zeznaniu podatkowym pewien szczegół. Milicjantów żony były moimi tak jakby koleżankami i to od nich dowiedziałem się, iż niejedna z nich otrzymała od plebana to i owo z darów na rzecz represjonowanych ludzi podziemia. Urodziło nam sie dziecko, było bardzo ciężko, nie było ani na ciuszki, ani na mleko, czy pieluszki, więc udałem się do plebana, przedstawiłem jak na spowiedzi swoją trudną materialną i polityczną sytuację, proboszcz dobrodziej dał ot tak sobie lekką ręką całe dwadzieścia złoty i nawet nie musiałem wydawać reszty, doceniłem to, jak wielki majątek musiał mi dać Andrzejkiewicz.    Komunizm zamienił się stanowiskami i zarządzaniem gospodarką narodową z Solidarnością, zatem była nadzieja, ale ona wnet prysła, w nowym kapitalistycznym układzie, nie było nadal miejsca dla ludzi z bagażem politycznym i latami na karku, wszyscy chcieli zatrudniać młodych. Z Prezesem Stachowiczem byliśmy na ty, jednak i on w czasach komunistycznych nie widział dla mnie miejsca w kopalni, jak również za polski kapitalistycznej, spławiając mnie rzekł; nie przyjmę cię, bo będziesz mi tutaj buntował załogę. Wobec tego zaaprobowałem taki istniejący stan rzeczy, zaprzestałem zdzierać podeszwy za pracą, a nauczyłem się przetrwania.  Często mam możność spotykania się z byłymi znajomkami z pracy, którzy z ironią mówią; nie było ci lepiej siedzieć cicho i dopracować do emerytury? Powiesz, iż użalam się nad sobą, otóż nie, ale to jednak boli, gdy rana ciągle niezagojona.        
Ostatnio edytowany 27 lutego 2015 r. o 16:24
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Nasz polski cyrk - i Wałęsa tu nie pomoże „Nie ma potrzeby, by „Solidarność” była silnym i dużym liczebnie związkiem zawodowym. Po dokonaniu reform gospodarczych i politycznych uczynimy ją silną jak tylko zechcemy”. To są autentyczne słowa Wałęsy, a wnioski niech będą wasze. Za polski sanacyjnej właścicielami fabryk, hut, kopalń, jak i gruntów, byli hrabiowie, baronowie. Po wojnie ich własność przejęli wyrośli z proletariuszy wykorzystywanych przez tych pierwszych komuniści. W początkach swego panowania może i żyli skromnie, jednak władza smakuje, zatem wkrótce postanowili żyć w przepychu, jak ci, co przed wojną ich trzymali pod butem. Drogą akordów dokręcano śrubę, płacąc za trzykrotną wydajność, jak za jednokrotną. Wreszcie w tym cyrku, wytresowanym małpom to obrzydło i postanowiły żyć dostatnio i w poszanowaniu swych praw i godności. Kolejne robotnicze bunty powojennych lat dały naukę treserom, jak za pomocą marchewki i kija nadal pławić się w swojej prospericie. Wreszcie zrodził się Spartakus XX wieku, dostał porządną ekipę przewodzoną przez premiera Olszewskiego. Ten był gotów rozliczyć czerwonych baronów, ale nocą, zamachem stanu, jego ekipa została odsunięta, by robole nie ujrzeli sprawiedliwości dziejowej. W spotkaniu z Prymasem Wyszyńskim pan Spartakus usłyszał Jego zdanie, że w gwałtownych przemianach społecznych grozi zawsze niebezpieczeństwo i pokusa nadmiernego skupienia się na rozgrywkach personalnych. Mówił później: - Nie idzie o to, aby wymienić ludzi, tylko o to, aby ludzie się odmienili, aby byli inni, aby, powiem drastycznie, jedna klika złodziei nie wydarła kluczy od kasy państwowej innej klice złodziei. Idzie o odnowę człowieka. Widocznie, już pan Wałęsa puścił słowa Kardynała mimo uszu, a do władzy prą już tylko złodzieje, którzy smakując władzę rozprzedali dobra narodowe, które twardo w swych rękach dzierżyła czerwona burżuazja. Bo i po co mieliby borykać się z wielkimi skupiskami robotniczymi, skoro mogą podatkami dokręcać śrubę pracodawcy kapitalistycznemu, który nie zezwoli na panoszenie się jakichś związków. Ale to jednak nie jest wystarczające, zatem sposobem dokręcania śruby, każdy, nawet najdrobniejszy ciułacz, musi pod rygorem zafundować sobie kaskę fiskalną, aby władza mogła kontrolować każdy jego uciułany grosz. Polskę przetworzono w państwo policyjne z CBŚ na czele, a czy szeregi pracowników urzędu podatkowego nie są tajnymi policjami? W początkach chaosu rodzącej się demokracji robotnik mógł liczyć na wsparcie i obronę związku "S", lecz nie było to vice versą. Z własnego doświadczenia wiem, jak było z tym poparciem działalności podziemnej pośród załogi, owszem to byli dobrzy koledzy, ale do tego by coś ukraść i wychlać, jednak to były wielkie skupiska ludzkie zakładów pracy, zatem znalazły się rzesze przystępujących do Niezależnych Związków Zawodowych "S", ale ich przywódcy pozostawali wyalienowani, wiedzieli o tym dobrze, iż masa tego członkowstwa nie stanowi i nie jest wyznacznikiem poparcia w przypadkach konfliktu roszczeniowego wobec pracodawcy i państwa. Państwo, które reprezentował Lech Wałęsa pozbyło się tych zarzewi buntu, w dodatku otwarto na oścież granice, by każdy niezadowolony mógł szukać zatrudnienia u obcych wyzyskiwaczy polskiego narodu. Ale z jak wyższą w kalkulacji płacą. Gdyby wszyscy, pozostający na dorobku poza granicami państwa powrócili do kraju, ten rząd, ani istniejące zakłady pracy nie zagwarantowałyby im zatrudnienia, a skoro tak rzecz się przedstawia, państwo powinno z haraczy podatkowych ustalić dla bezrobotnych dożywotnie zasiłki, które swą wysokością stanowiłyby możliwości na poziomie względnego egzystowania. Zaś każdy, kto chciałby podwyższyć swój standard bytu, zmuszony byłby do szukania wyjścia z tego marazmu w możliwościach podreperowania swego budżetu jakąś pracą. To nie są i nie powinny być mrzonki, to powinno stać się normalnością. Wiele ludzi znalazło się w sytuacji bez wyjścia, których wiek stał się barierą i ślepym zaułkiem nie do przekroczenia w sprawie zatrudnienia, zasiłku rentowego, czy uposażenia emerytalnego. Swoje teksty piszę z myślą o takich, którzy stali się niewolnikami swego wieku i czasu, zatem publikuję na forach z tą myślą, że w nich znajdę odbiorcę, a czas pokarze na co ich stać. Lecz tutaj mój błąd myślowy, ci zramolali nie surfują po Internecie za takimi nowinkami, może i siedzą przed kompami, ale dla rozrywki - szukają, ale pornoli, gierek i sensacji światowych,  to młodzi są użytkownikami i surferami portali społecznościowych, nie znają problemów życia w Peerelu, mają na wszystko czas, a czas nieubłagany z pewnością ich dopadnie ze swoimi problemami. Możliwości zarobkowania w kraju są mierne, potocznie mówi się; juz gorzej być nie może, ale wszystko wskazuje na to, że będzie gorzej. 3 marca 2015              
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
I co myśleć o tym wszystkim?   Ten tekst zacznę dość patetycznie i by ująć całość, spiszę lakonicznie. W siedemdziesiątych latach wyszedłem z paki, a tam by nie dać się zgnoić i być człowiekiem należało bez kozery ciągle walczyć. Wróciłem na Śląsk, ale już stan zdrowia nie kwalifikował do pracy pod ziemią. Po przepracowaniu paru miesięcy na powierzchni, ruszyłem w Polskę i znalazłem się za sprawą szybkich palpitacji serca w strefie B. Trzeba było z czegoś żyć, toteż podjąłem pracę w FSC i nie popracowałem długo, zmieniałem zakłady pracy jak przysłowiowe rękawiczki. Byłem młody i gniewny, jednak potrafiłem panować nad swym temperamentem do pewnego stopnia, póki ktoś nie umiał uszanować moich argumentów, wtedy argumentem stawała się pięść, nawet moja ukochana nazywała mnie szybką ręką. Zawsze dochodziło do tego, że byłem wzywany do kadr, albo przełożonego, gdzie dawano mi propozycję nie do odrzucenia - albo pan się zwolnisz na własne żądanie, albo dostanie pan wypowiedzenie od nas. Powróciłem na Śląsk, by zostać oddelegowanym u schyłku siedemdziesiątych lat na Bogdankę, do strefy - i to bez przesady bee. Społeczeństwo tworzące to środowisko, to ludzie o celach partykularnych, oczekujący na przydziały mieszkań i talonów na auta, była to zbieranina chłoporobotników i tych co już zaprzestali nimi być, gdyż z latami zdążyli zasymilować się jako tako z miastem. Można by określić to jednym słowem, zjechali tu nieudacznicy z kopalń miedzi i węgla, prawie wszyscy, którym nie wyszło na starych śmieciach, a partia była dla nich gwarantem stabilizacji i dorobku, i nie byli to fachowcy z pierwszych szeregów, ale patrzyli jedynie swojego ja, by nie wyrzucono z hotelu, z pracy, nie zabrano premii i dodatków przysługujących górnikowi, zatem sprawy godności były dalekie, a dostatek na pierwszym miejscu. Już na samym starcie musiałem pokazać swoje umiejętności klientowi, jednemu z wielu, z olbrzymich zdjęć porozwieszanych na terenie raczkującej kopalni, one ukazywały przodowników partii. Po Jurku G. byli i następni, więc nie musiałem się temperować, gdyż z czasem wiedziano na co mnie stać. Jednak, wreszcie wypowiedziano mi stosunek o zatrudnienie z ukryciem powodów politycznych - bez uzasadnienia. Miałem kolegę Zbyszka G., był pierwszy przed ołtarzem, chyba i po dary na plebanii, pośród społeczności górniczej uchodził także za jednego z pierwszych działaczy podziemia. Malowaliśmy napisy, plakatowaliśmy w miarę możliwości i konspirowaliśmy po trosze razem. Od niego brałem duże ilości podziemnej prasy, (gdy jeszcze pracowałem) obdzielałem nią współpracowników, a także rozdzielałem pomiędzy tych, którzy swym krzykactwem zdawali się być odpowiednimi do tego osobami, jednak bibuła lądowała w koszu, a najczęściej trafiała do tych, którym i ja dawałem większe ilości do kolportarzu. Niby w ramach represji mojego kolegę od konspiracji przerzucano z miejsca na miejsce, pomiędzy nowe twarze robotników i nigdy na tym nie tracił stawki dołowego zaszeregowania, mimo iż zatrudniano go na powierzchni. Doszło nawet do konfiskaty auta, w którym miał jakieś bibuły, a jednak nie zwolniono go z pracy, gdy innych wywalano bezpardonowo za otworzenie gęby przeciw władzy. Osamotniony, bez środków do życia siedziałem sobie pod podłogą, jednak nie bezczynnie, a ten do dzisiaj nawet nie wie gdzie tak naprawdę się ukrywałem, jakoś nie miałem do niego zaufania od początku, chociaż nigdy mnie nie sprzedał - tak myślę. Partnerka życia otrzymała wraz z narodzinami dziecka mieszkanie, była atrakcyjną kobietą. Zamieszkaliśmy razem, a ubecja nadal szalała w poszukiwaniu Jacka D. Naszą dziuplę zaczął nawiedzać systematycznie Zbysio. G., miał kontakt i osobistą pomoc podziemia (dla siebie). Widział i wiedział doskonale w jak złym położeniu jestem, jako ścigany i bezrobotny, ale mniejsza o to, obiektem zainteresowania stała mu się Terenia, czego ona jemu nie odwzajemniała. Często nie bywałem w domu, tym sposobem jakoby wyreżyserowałem dla niego możliwość posunięcia się do pozyskania branki. W odpowiednim czasie i w odpowiedniej chwili wszedłem do ciemnego mieszkania, uniemożliwiając mu tym zgwałcenie mojej kobiety. Od tej pory moje stosunki z nimi zaczęły ostygać, poszedłem na całość w działalności opozycyjnej. Znalazłem ukrywane przez Zbysia dojścia do ludzi opozycji, w spotkaniu z nimi na KULu ich zdziwienie było wielkie, zachodzili w głowę, jak to się stało, że pozostawałem bez pracy i pomocy i jak to możliwe, że nikt o tym nie dał znać podziemiu, wychwalali pod niebiosa Zbysia. G., który w ich oczach był prężnym działaczem z Łęcznej, uzyskującym pomoc z puli na represjonowanych. Już później, kiedy kandydowałem na szefa Regionalnego NSZZ"S", Zbysio G. i Węglarz szerzyli wszem wieść, iż jestem ubecką wtyką, co prawda wybory wygrałem, zostały one sfałszowane, bo nikt inny nie mógł zostać szefem organizacji, jak ktoś z klucza, o kombatanckiej twarzy. Żądałem protokołów i miałem do tego prawo, jako delegat i kandydat, jednak nie udostępniono mi ich. Moje publikacje znalazł także Zbysio G., nawymyślał mi od różnych, że śmiałem pisać o nim, iż (w domyśle trzeba tu zaznaczyć) jest ubecką świnią, toteż okrutnie pogniewał się na mnie, bo należy zaznaczyć, że jemu tamto wszystko - chociaż na pozór, to zapomniałem.   Kawał z brodą, pewien pan drugiemu panu.   Pewien działacz opozycyjny Z.G. z miasta Ł. w czasie stagnacji był mało operatywnym działaczem na swoim terenie. Swoją opieszałość tłumaczył tym, iż jest w Krajowej Komisji Koordynacyjnej podziemnych struktur „Solidarności” i nie może się narażać(od tego miał zresztą chłopców do bicia). Pewnego razu na zjeździe działaczy „S” operatywny działacz ze Śląska pan Alojz Pietrzyk powiedział jemu „słuchaj Zbychu, dziwię ci się, że wasze środowisko jest martwe, chyba kiepsko działasz kolego”. Pan Z. z wielkim oburzeniem powiedział innemu panu Irkowi Haczewskiemu stojącemu opodal: „ty wiesz, jak on mnie wkur.ił, mówił, że się u nas nic nie działa, przecież u nas prześladują”.  Z tego nasuwa się kawał: W czasie okupacji spotyka się ślązak z warszawiakiem. Warszawiak opowiada jemu, jak to w Warszawie przeprowadzają śmiałe akcje, dokonują zamachów, odbijają więźniów z gestapo, wykonują wyroki śmierci na konfidentach i folksdojczach. Ślązak w pełnym ubolewania głosie stwierdza, „wam to dobrze, tyle możecie, gdy u nas wszystko jest zabronione”. Cha, Cha, Cha, Cha, Cha, Cha, Cha, Cha. 11 marca 1988 Nie zdradzam tutaj tego działacza z miasta Ł, aby mu zdemaskowaniem nie zaszkodzić, bo kto wie co u nas można. 22 maja 2014   Lat
Ostatnio edytowany 5 marca 2015 r. o 19:01
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Lecz kogo to dzisiaj obchodzi, że winniśmy takiej sytuacji, jaka istnieje w tym polskim cyrku
Ostatnio edytowany 5 marca 2015 r. o 16:28
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Gwałt wywołuje gwałt Potraktujmy ten tekst jako advocem, bo jak już kiedyś pisałem, że kiedy nie były przyjmowane moje argumenty słowne, dochodził do głosu najsilniejszy mój argument, prawo pięści. Kiedy nie mogłem uzyskać zatrudnienia na terenie z którym byłem związany uczuciami serca i nadchodzącej niespodzianki w narodzinach, przyszedł  mi z pomocą kier. PPNG dając mi możliwość przyjęcia się w firmie prowadzącej odwierty w całej Polsce, to za poręczeniem inż. Janika przyjęto mnie do wołomińskiego przedsiębiorstwa. Pracowaliśmy i mieszkaliśmy niczym dzikie zwierzęta w polach z dala od okolic zaludnionych, w barakowozach tworzących osiedle. Wszędzie gdzie pracowałem za towarzyszy mi byli chłoporobotnicy, ich dialekt, dowcip i sposób bycia, wywoływał w mym umyśle alergię, tylko liczebna przewaga poskramiały mój jawny wobec tej klasy rasizm. Jestem słusznego wzrostu 184 cm, jednak na wiertni, asystent kierownika Gwiżdża, Jerzy Strzelec mierzył chyba do dwóch metrów wysokości i był to chłop jak niedźwiedź i aby podkreślić swoją niedźwiedziowatość, ciągle głosił, jak to w siłach ZOMO lał w Gdańsku pamiętnego grudnia 1970 roku hołotę z Solidarności, tak też jego silnym atutem było każdemu z nas w razie potrzeby nieuniknienie przypie.dolić. Załoga skąd nie bądź, wiedziała także i o mojej wywrotowej działalności. Wykorzystywani byliśmy nas na maksa - zimno, chłodno, głodno i bez przesady do domu daleko, a zarobki i warunki socjalne nędzne. Wykorzystując niezadowolenie robotników, nakręciłem przestój w pracy. Z strajkiem załogi zjechała z Wołomina dość zdziwiona tym zaistniałym zajściem dyrekcja, w rozmowach podniosłem sprawę reaktywowania wolnych niezależnych związków Solidarności, już było wszem wiadome kto ja zacz. W trzy dni po tym zajściu, wyłagodzeniem sprawy obietnicami dyrekcji wzięliśmy się do roboty, ale pan Strzelec już miał na mnie szczególnie oko. Był jakiś mały przestój, cała nieliczna załoga naszej zmiany gnieździła się  w kapciorze na wiertni, byłem na placu pod pochylnią z pasami i obciążnikami sam, z barakowozu pełniącego biuro wyszedł asystent Strzelec, od słowa do słowa na odległość - a wymiana słów dotyczyła Solidarności - pan Strzelec ruszył biegiem w moim kierunku by mnie pobić, nie oczekując w miejscu, ruszyłem także ku niemu biegiem, jak gdyby do czołowego zderzenia, chwyciłem go za klapy i wytsedziłem w złości; ty sku.wysynu, nareszcie trafiłeś jebany zomowcu na swego, teraz ci pokażę kto może ci przypie.dolić. Pan zbladł, zaczął prosić; panie Dyć niech pan się uspokoi, proszę się uspokoić panie Jacku. Odepchnąłem jedynie energicznie pacjenta, na wiertni wszyscy zaczęli bić brawo. Na razie był spokój, ale pan Strzelec po paru dniach zaczął mi grozić restrykcjami. Kierownik Gwiżdż zaproponował bym napisał podanie o wypowiedzenie, które on mi podpisze i dostanę dwutygodniowe wypowiedzenie, bo gdy się nie pośpieszę dyrekcja da mi siedmiomiesięczne wypowiedzenie podczas którego zawsze znajdą powód by mnie udupić kryminalnie, gdyż wokół mojej osoby już krzątają się ubecy. Tu trzeba powiedzieć, że pracowałem chyba z dziesięć miesięcy, a ubole szaleli przez ten cały czas w poszukiwaniu mnie, w ogóle to byli tępaki, nie wiem skąd i jakimi kanałami uzyskiwali informację, bo najdziwniejsze jest to, że w aktach IPN widnieje notka: że siedziałem w wiezieniu za kradzież drzewa z lasu. Sądzony byłem w Gdyni, gdzie był tam las nawet nie wiem, a chociażby, to ile trzeba by tego drzewa ukraść i jakiego gatunku, bo tylko za polski szlacheckiej karano nawet za gałęzie na opał. 13 marca 2015             
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Zaczepny mail do Lecha Wałęsa potraktował go z obojętnością, odpowiadając; Nie wymądrzaj się wypisujesz karkołomne bzdury .Nie  zaśmiecać mi poczty. Zatem mogę go upublicznić. Nie będę ci paniał, by nie budować międzyludzkiej bariery, przeczytałem twoje książki, zwłaszcza w drugiej części rozpisujesz się na tematy wiary, Dekalogu, krzyża, matki bożej i samego Boga.  Koło mnie mieszka już dojrzały, niewidomy człowiek, ciągle prowadzany przez ojca, czy też matkę. Jego chód jest skandaliczny, ale jak on ma go skorygować z jakimkolwiek wzorcem skoro nie ma możliwości zobaczyć eleganckiego chodzenia, ani też nikt nie stara się jemu to uzmysłowić. Otóż Lechu, w dekalogu piąte mówi o nie zabijaniu, nie nadmieniając kogo należy przy tym oszczędzić, ale ty ciągle dając do zrozumienia iż jesteś wielce religijny, mówisz też z lubością o wędkowaniu, a czy to nie dzieci Boże i czy aby to nierozumne istoty? Z góry chciałbym ci zaznaczyć, że Jezus nie obdzielał nikogo rybami, a jeżeli przysłużył się do połowu, to jedynie po to by Go prości niepiśmienni uznali po Jego czynie. Z kolei, krzyż to narzędzie zbrodni w tamtych czasach i nigdy Jezus nie powiedział by czcić owe narzędzie, jak również nie powiedział by czcić Jego matkę, bo zawsze mówił o Ojcu w niebie i nie nazywał siebie bogiem, więc jak Jego matka może być matką bożą, to wręcz nielogiczne i wprost nieinteligentne.  Przecież na krzyżu zwracał sie do Boga z prośba o "odsunięcie kielich  goryczy". Myślę, że jako osoba inteligentna przeanalizujesz to co przesyłam, postarałem się wybrać ocalałe wersety z dwutysięcznego pogromu cenzorskiego, które wyrażają się na tematy które poruszam. Dla pokarmu nie niszcz dzieła Bożego. Wszystko wprawdzie wolno, ale staje się złem dla człowieka, który przez jedzenie daje zgorszenie. Jeden wierzy, że może jeść wszystko słaby zaś jarzynę jada. 1L. św. P. do Rz.14:20,2 Przeto jeśli pokarm gorszy brata mego, nie będę jadł mięsa na wieki. 1L. św. P. do Kor.8:13 Niechaj stół ich stanie się dla nich sidłem, siecią, zgorszeniem i zapłatą. 1L. św. P. do Rz.11:9 Ten, który ma wątpliwości gdy je, jest potępiony, bo nie postępuje zgodnie z przekonaniem, wszystko zaś co nie wypływa z przekonania jest grzechem. 1L. św. P. do Rz.14:23 Źle się dzieje w państwie polskim, toteż jedyną nadzieją dla narodu pozostał kościół, więc lgną do niego, odsuwając się od ważnych spraw rozgrywających się na arenie politycznej - kibic siedzący wygodnie przed telewizorem nie ma żadnego wpływu na przemiany,  które mogłyby pod każdym względem polepszyć jego byt. A czy jesteście chrześcijanami mając za przewód na drodze duchowej Pisma Święte? Ale postępując na niej nie tak jak One polecają, to jest jedynie zabawa w oszukańca, a nie bycie religijną osobą. W rozmowach w realu z różnymi ludźmi słyszę; a księża nam o tym nie mówią i także jedzą mięso. Każdy odpowie za swoje czyny indywidualnie, a zwodzący przewodnicy szczególnie. Gorąco się dzieje na arenie politycznej w obecnej chwili i wy jako kibice przebąkujecie o jakiejś rewolucji, a dlaczego nie zrobicie rewolty w kościele, w związku z tym, że naucza się was opacznie. O! gdyby uczono ludzi ściśle z założeniami Pism, z pewnością odwróciliby się od kościoła, a księża o tym wiedzą i po co mają mówić aby ludzie nie spożywali pokarmów pochodzenia z ciał zwierząt, skoro im także ścierwo smakuje.  Kto zarzyna na ofiarę wołu, a zarazem jest mordercą ludzi, kto ofiarowuje owcę, a zarazem łamie kark psu, kto składa ofiarę z pokarmów, a zarazem rozlewa krew świni, kto spala kadzidło, a zarazem czci bałwana -  ci obrali swoje drogi i ich dusza ma upodobanie w ohydach. Tak samo i Ja wybiorę dla nich męki i sprowadzę na nich to czego się lękali, bo gdy wołam nikt nie odpowiadał,, gdy mówiłem nikt nie słuchał, lecz czynili to, co jest złe w moich oczach, i wybrali to, czego Ja nie lubię. Ci, którzy się uświęcają i oczyszczają, aby wejść do pogańskich gajów za jednym, który kroczy w pośrodku, ci, którzy jedzą mięso wieprzowe i płazy, i myszy, wszyscy razem zginą – mówi Pan. Ja bowiem znam ich uczynki i zamysły i przyjdę, aby zabrać wszystkie narody i języki; one przyjdą, aby oglądać moją chwałę! K.Iz.66:1-4;17,18. Tak jak w ciałach ludzkich, tak i w zwierzęcych jest taka sama dusza, i człowiek nie ma żadnej przewagi nad zwierzętami. Bo los synów ludzkich jest taki sam jak los zwierząt, jednaki jest los obojga. Jak one umierają tak umierają i tamci i wszyscy mają to samo tchnienie. Człowiek nie ma żadnej przewagi nad zwierzętami. Bo wszystko jest marnością. Wszystko idzie na jedno miejsce i wszystko powstało z prochu i wszystko znowu w proch się obraca. Bo któż wie czy dech(duch) synów ludzkich wznosi się ku górze, a dech(duch) zwierząt schodzi na ziemię. K.K.S.3:19-21 A mój chleb, który ci dałem, najprzedniejszą mąkę i oliwę, i miód, którymi cię karmiłem, stawiałaś przed nimi jako przyjemną woń, i było tak – mówi Wszechmocny Pan. I brałaś swoich synów i córki, które mi urodziłaś, i ofiarowywałaś im na pożarcie. Czy za mało było twojego nierządu, że moje dzieci zatrzymałaś i oddawałaś je na spalenie w ogniu. K. Ez.16:19-21 Zaprawdę powiadam wam, iż na początku wszystkie stworzenia znajdowały swoje utrzymanie w roślinach i owocach ziemi, aż niewiedza i egoizm ludzki sprzeciwił się prawu danemu przez Boga i zerwał z tym zwyczajem, sprzeciwiając się pierwotnemu postanowieniu. A przeto wszyscy powinni powrócić do naturalnego pokarmu, jak piszą prorocy. Albowiem nie należy powątpiewać w ich słowa. Ale Ja powiadam wam nie rozlewajcie krwi niewinnych, ani nie spożywajcie mięsa. Chodźcie prosto, miłujcie miłosierdzie i czyńcie sprawiedliwość, a dni wasze długo trwać będą. Zaprawdę powiadam wam, iż nie są uczciwymi ci, którzy korzystają z nieprawości i krzywdzą stworzenia Boże. Wszyscy, których ręce są krwią splamione, których usta zanieczyściło mięso stworzeń, nie śmią dotykać rzeczy świętych, ani uczyć o tajemnicach niebios. Na pożywienie daje Bóg zboże i płody ziemi, a dla sprawiedliwego nie masz innego lepszego dla jego
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Daj nam żyć w spokoju jak cię rajcują jakieś podżynania gardeł to nareszcie nadszedł czas abyś poderżnął  je sobie ,bo za parę dni napiszesz,że dawno nie wchodziłeś na forum i ktoś się podszył.Durniów poszukaj w najbliższej rodzinie wśród normalnych nie znajdziesz.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Daj nam żyć w spokoju jak cię rajcują jakieś podżynania gardeł to nareszcie nadszedł czas abyś poderżnął  je sobie ,bo za parę dni napiszesz,że dawno nie wchodziłeś na forum i ktoś się podszył.Durniów poszukaj w najbliższej rodzinie wśród normalnych nie znajdziesz.
Nie karm trolla.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Niech sobie sam pisze i sam sobie odpowiada. Już mu tylko dziennik pozostał, na innych portalach już go dawno wykopali.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
szukamy
Ostatnio edytowany 1 kwietnia 2015 r. o 19:22
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Nie wymądrzaj się wypisujesz karkołomne bzdury .Nie  zaśmiecać mi poczty   A fe panie Wałęsa, nieładnie i niegrzecznie, że nazywasz pan wersety Starego i Nowego Testamentu karkołomnymi bzdurami, to raczej boisz się pan ułożenia umysłu niż zaśmiecenia poczty. W pierwszej połowie siedemdziesiątych lat byłem rekonwalescentem w Wejherowie, Gdańsku WAŚ i Przeróbce, (był tam klawisz "Hitler", zastrzelił chłopaka, który po wyjściu na wolność przyniósł nam na Rafinerię papierosy i czaj) Iławie, Sztumie, a także Gdyni na Świętojańskiej. Wraz ze mną kurowali się i ksiądz, był i pułkownik, a także pan nauczyciel Jurek, który we Wrocławiu z uczniami porwał samolot, by odlecieć za żelazna kurtynę komunizmu.             W grupie Energopolu budowałem Rafinerię Gdańską z łopatą w dłoni i znajdywaliśmy duże okazy bursztynu, który wymienialiśmy u cywili za paczkę papierosów, także wydobywałem z ziemi łopatą Elektrownię Szczytowo Pompową w Żarnowcu, a krew z popękanych dłoni soczyście nawilżała stylisko łopaty, o czym pan nie wspomniał  w swych dziełach, że głównymi budowniczymi byli jeńcy Peerelu, których mateczka Polska stłoczyła, bez nadziei odwzajemnienia miłości, by nauczyli się być gorszymi niż byli. Także mój wkład był w budowaniu dworca Gdynia, albo Gdańsk - Leszczynki.  W Wejherowie codziennie zaglądano nam do kretowiska rano przy wyjeździe do Żarnowca, tak samo przy powrocie.  W celach był tłok, gdy było się w celi bezrobotnej, smród był nie do zniesienia, w rogu stała bomba wynoszona raz na dzień rano, wtedy wypuszczano ze trzy cele naraz do kibli spłukiwanych i kranów z wodą, do jednego i drugiego była kolejka i ograniczony czas na wszystkie potrzeby higieniczne. Pamiętam upalne lato, zaduch celi, a nie zawsze wypuszczano nas na spacer. Zbliżenie do okna groziło atakiem atandy powiadamianej przez klawisza na kogicie, w której celi znalazł się nierozważny. 25 lat po wojnie udało mi się poznać, co to obóz koncentracyjny. Po apelu wieczornym cela zamieniała się w plażę i było jak u pana Wałęsy w domu, ale żeby było weselej, nieraz w nocy wpadała atanda zbrojna w pały, w hełmach, latali po nas i tłukli na oślep. Poznałem także ścieżki zdrowia na Przeróbce, tu także było tłoczno, dopiero człowiek zdziczał siedząc samotnie w pojedynkach, czy dwójkach w WAŚ gdańska.             Obrońcą w mojej sprawie był mecenas Jacek Taylor, sprawa odbywała się bez mojego udziału, a gazety całej Polski o tym bębniły. Wszystko to co nadmieniam znalazło się w pana książkach, tylko, że ja to nadmieniam od strony kuchni.             Kiedy w swej podróży po kryminałach trafiłem po raz drugi do gdańskiego WAŚ do szpitala więziennego, chciano uciąć mi nogę, po wykurowaniu jako takim, wychodziłem na spacernik z "Tajwanu", na samej górze był oddział ciężkiego śledztwa. Na spacernik tuż przede mną spadł  stamtąd gryps, przechwyciłem go i połknąłem by nie wpadł w ręce klawisza "Generała". Ten wysłał mnie na górę do oddziałowego "Sadysty", on wiedział po co, przywalił mi ziemnym kablem, aż myślałem, że wyskoczę przez czubek głowy. Drugiego razu nie było, moją reakcję odzwierciedlił paniczny wyraz jego twarzy i na tym się skończyła feta moich urodzin w dniu 26 września.             Jeszcze nie chodziłem do szkoły, a więc miałem jakieś sześć, siedem lat i dzieci wtedy nie były trzymane na smyczy, jak dziś - pewnie nie było jeszcze pedofili i jedyne co nas trzymało w strachu, to tabory cygańskie i czarne wołgi. Jakiś niecały kilometr do mojej ulicy, pod kątem prostym wpadała ulica gen. Karolka Świerczewskiego, na całej swej długości wybrukowana była śliską bazaltową kostką. Kiedy już byłem na podwórku długo po poobiedniej przymusowej drzemce, wtedy dochodziło narastające z każdą chwilą łoskot, był to sygnał, aby biec, nieraz z kawałkiem chlebka, w kierunku z którego niosło się dudnienie. Zwartą kolumną o długości chyba ze 100 metrów, szóstkami, karnie, w butach o drewnianych spodach, pod silnie strzeżonym konwojem strażników więziennych z odbezpieczonymi automatami, szli smutni więźniowie. Jako dzieciak patrząc na ich smutne, ale wyrażające inteligencję twarze, nie postrzegałem w nich groźnych przestępców, podchodziłem podając komuś z nich kawałek chleba, brany był z wyraźną wdzięcznością. Dopiero po latach zdałem sobie sprawę, iż z pewnością byli to ludzie z AK i inni niewygodni politycznie. Jeżeli w latach siedemdziesiątych były ciężkie warunki w kryminałach, które sam odczułem na sobie, to jak one musiały być ciężkie dla tych z mojej pamięci lat mojego dzieciństwa?                 Pomniejszając swój budżet zakupiłem Wałęsy książki, tym powiększając jego konto, również napisałem osobiście książkę, z własnego projektu okładką, więc Lechu mógłby odpłacić się zakupując "Polityczną zakonnicę" może ona zainspiruje go, jak mi jego książka żywo przywołała wspomnienia tamtych lat. Kiedy przeczytałem książkę Jarka vel "Masa", głośno powiedziałem sobie; co ja w tej Polsce robię? - tak, tylko że już nie te lata na emigrację i próby polepszenia ekonomicznego, a mogłem skończyć, jak Masy przyboczni, tylko dobrze, że na mej drodze natknąłem się na wiedzę duchową, która przestawiła moje życie o 180stopni, gdy już byłem gotów przeskoczyć ogrodzenie lęku i prawa. Polski sam pan nie odbudujesz panie Wałęsa, do tego potrzeba ludzi, ale Nobla może otrzymać tylko jeden. 18 marca 2015
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
"I nie powstaną ludzie ziemi których dręczy głód" ale widocznie nikogo nie męczy głód, jedynie brak pieniędzy, bo jako społeczeństwo wywodzące się z opłotków wiejskich macie tam nadal swe spiżarenki. "Myśl nowa blaskiem promiennymi wiodła nas w 1989 roku na bój na trud", ale nas wszystkich i tych także co leżeli na styropianie wydymano. Organizują Targi pracy, tylko pracy nie widać w kraju. Biura pracy, których jest multum w każdym mieście i miasteczku, z hordami pracowników budżetowych, przeszkalają bezrobotnych, jak być namolnym w poszukiwaniu pracy, insynuując tym jakby nie było nieudacznictwo bezrobotnego. Parę dni temu odtrąbiono w radiu wielki sukces, bo aż 350 osób zgłosiło się na ulicę Magnoliową by ich przeszkolić w szukaniu zatrudnienia.  Przez wyeliminowanie Biur pracy wiele urzędasów znalazłoby się na bruku, ich  sytuacja byłaby podobna do tej armii zarejestrowanych z prawem i bez prawa do zasiłku, którzy by mogli przeszkalać tych z Biur pracy jak należy skutecznie poszukiwać zatrudnienia. Z pewnością żadna damulka z pośredniaka, nawet nie chciałaby słyszeć o pracy przy kastrowaniu kaczek - może przy "obciąganiu napletków".       http://forum.gazeta.pl/forum/f,57,Gdansk_Sopot_Gdynia.html   Ten tekst wklejałem parokrotnie na Lublinie, ze względu na wywalającą cenzurę, może tutaj będzie bezpieczny. 
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
widzisz pan jaki STYROPIAN popularny wszystkie domy ocieplają, a pan swój wyleżałeś i nie pasuje do żadnej ściany.
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
a kogo to obchodzi, że pan nie czytasz, bo nieskładnie to w głowę panu nie chce wejść, trzeba było się uczyć i na styropianie poleżeć.
Ostatnio edytowany 30 marca 2015 r. o 14:16
Zgłoś do moderatora
Cytuj
Odpowiedz
Strona 7 z 11

Dodaj odpowiedź:

Przerwa techniczna ... ...